W 1991 roku dr. Armour odkrył w sercu wiązkę neuronów. Mały intuicyjny mózg w sercu oszacował na 40.000 komórek. Mózg w sercu zaczęto badać i powoli odkrywamy jego właściwości. Uważa się, że właśnie ten mału mózg jest odpowiedzialny za to, co nazywamy intuicją. Intuicja ma swoje zadania i swoje cechy, mózg ma swoje. Jeżeli chcesz zacząć posługiwać się intuicją potrzebujesz zdobyć pewne zrozumienie i pewne umiejętności.
Z przymrużeniem oka. Nie ma takich zachowań tak na serio, ale są pewne "nienormalne" objawy bycia tzw. oświeconym. Ludzie, którzy otworzyli się na tą energię i wiedzę zachowują się w pewnych sytuacjach specyficznie. Bywaj odbierani jako dziwaki, odludki, ekscentrycy lub nawet opryskliwi przemądrzali i zadufani w sobie. Dzięki tym zachowaniom potrafią się odnaleźć w tłumie i jeden "oświecony" wyłapie drugiego bez problemu.
Pracownik Światła - w dosłownym tłumaczeniu z angielskiego. Mi najbardziej odpowiada chyba nazwa Oświetlający. Osoba, która ma za zadanie rozświetlać ciemność, zmieniać ciężką, ciemną energię na jasną i lekką. Ma oświetlać innym drogę dając swoim życiem przykład. Może promować dobre i pozytywne i osłabiać niepotrzebne i szkodliwe.
W dzieciństwie oglądałam kreskówkę "Zaczarowany Ołówek". Chłopiec miał w niej ołówek, którym mógł zawsze narysować wszystko, co mu było akurat potrzebne. To co narysował zaczynało naprawdę istnieć. Niestety tak dobrze nie ma. Mamy możliwość tworzenia rzeczywistości, ale nie aż tak wprost. A może powinnam napisać - na szczęście tak nie możemy, na zawołanie, mieć wszystkiego.
Oświecenie, przebudzenie duchowe lub odkrycie prawdziwego JA i przebudowa własnej osobowości. Proces ten jest różnie nazywany. Dla wierzących w reinkarnację będzie to trochę co innego niż dla chrześcijan czy ateistów. Niezależnie od tego w co wierzysz myślę, że w opisie tych 6-ciu etapów znajdziesz sporo informacji, które mogą pomóc Ci zrozumieć co się z Tobą dzieje w trakcie tych zmian.
Proces przebudzenia duchowego potrafi być bardzo uciążliwy i ciężki do wytrzymania. Każdy przechodzi go nieco inaczej, w innym okresie życia i w specyficznym dla siebie tempie. Można jednak zauważyć pewne powtarzające się elementy i wspólne cechy.
Poniższe 6 etapów nie musi przebiegać liniowo (jeden po drugim) i nie musi być między nimi widocznych, zarysowanych granic. Część etapów może się wielokrotnie powtarzać, cyklicznie, i stopniowo doprowadzać do ostatniego stadium. Generalnie tendencja jest wg. żółtej dużej strzałki, ale etapy 2 do 5 lubią się przeplatać i powtarzać.
Mój life coach doprowadził mnie nie raz do złości, kilka razy do łez. Miałam wielokrotnie dość tego procesu "znajdowania siebie". Już mi się zdawało, że wszystko przecież rozumiem i wiem. Przeczytałam tyle książek. Znam tyle sposobów. Rozumiem przecież te wszystkie porady. Idę do mistrza i mu opowiadam czego się dowiedziałam i JEBS.
Znowu po łbie.
Strzałą prosto w serce.
Boli. Czuję się jak debilka jakaś... to chyba nie powinno być tak... miało być takie uduchowione coś. Czemu on mi to robi? Chyba mnie nie zrozumiał. Wyjaśnię mu następnym razem o co mi chodziło. Przecież myślę dobrze. Chcę dobrze. Mam dobre intencje. Penie źle coś powiedziałam.
Wydaje się, że odpowiedź na to pytani może być tylko negatywna. Kto chciałby przyciągać sobie jakieś nieszczęścia i problemy do własnego życia?! Przecież to bez sensu. A jednak wiele niepowodzeń przyciągamy sobie do życia sami i czasami długo na te nieszczęścia pracujemy.
Chore na raka dziecko nie przyciągnęło sobie choroby przecież?
A które nieszczęścia przyciągamy sobie sami?
Co jeszcze powoduje, że cierpimy?
Ale czasami zdarza się coś na prawdę strasznego, np. wypadek...
Jak przerwać to zaklęte koło cierpienia?
Light-worker, Pracownik Światła, Wysłannik Światła - ktoś kto pracuje promując oświecenie (enlightenment). Lightworkerzy starają się zwiększyć wibrację otoczenia. Wyższa wibracja to bardziej pozytywna energia. Starają się przekształcić negatywną energię w bardziej pozytywną. Czasami na małą skalę - poprawienie humoru 1 osobie. Czasem na wielką skalę jako managerowie dużych organizacji lub działacze społeczni.
Rozróżnia się dwa rodzaje Wysłanników Światła - tych, którzy już są tutaj od dawna. Stare dusze. I takich całkiem świeżych, którzy z jakiegoś powodu się przebudzili i zaczęli działać w tym kierunku. W większości przypadków jednak nie wiemy, że to właśnie może być nasza rola, dopóki się nie "obudzimy" (Przebudzenie, oświecenie, enlightenment, obudzenie świadomości).
Sprawdź czy ma to coś wspólnego z Tobą odpowiadając na poniższe pytania:
Wiesz co? Prawdopodobnie dokładnie tak jest jak czujesz.
Tak. Rozpłyniesz się pewnego dnia - to się nazywa śmierć. Koniec naszego Ziemskiego bytu. Znikniesz. Wszyscy znikniemy.
Tak. Fale sobie z Ciebie nic nie robią. Przyroda jest, była i będzie. Energia jest, była i będzie. Ludzie będą się rodzić i umierać. Chorować i zdrowieć. Będą mniej lub bardziej szczęśliwi. Otoczenie na Ciebie nie zwraca uwagi. Sorry.
Tak. Skoro tak czujesz - to życie jest nie Twoje. Nie żyjesz tego życia. Ono sobie płynie a Ty się przyglądasz. Będzie tak płynąć aż rozmyją je fale. Wtedy nagle go nie będzie. Będzie za późno. Zniknie.
Z tych 3 pozycji tylko na jedną masz wpływ.
Jedyne co możesz zrobić to zacząć na prawdę żyć. Możesz wziąć swoje życie i zacząć go na maxa doświadczać. Tylko to jest w Twojej mocy. Tylko TU i TERAZ możesz coś zdziałać.
Wczoraj już było. Z wczoraj nic już nie zrobisz.
Tam Ciebie nie ma, jesteś TU.
Jutro - no cóż. Może przyjdzie większa fala i jutra już nie będzie.
Nie no nie wkręcaj mnie tu. Żyję przecież moje życie, obowiązki wypełniam, pracuję, co jeszcze mam robić?
Dupa...
Nie ma gdzie tego położyć. Upychamy stare rzeczy do szafy... szafa się nie domyka. To może pod łóżko jakoś. To musi wejść. Wyrzucić szkoda bo stare jeszcze nie takie złe. Może komuś podrzucę. Sąsiadka weźmie. Chociaż tego to szkoda bo to prezent od mamy był. Schowam do kufra. O nie kufer też pełen.
Co ma kupowanie nowych rzeczy do zmiany sposobu myślenia?
Jak zrobić inwentaryzację swoich starych myśli i przekonań?
Piszę i piszę i co dalej?
Co to takiego? Trochę o podstawach i samej idei na dobry początek tego tematu. Prosta teoria lub filozofia, która nie ma potwierdzenia naukowego, ale posiada szerokie potwierdzenie poprzez świadectwa ludzi. Prawo przyciągania (law of attraction, LOA) rozprzestrzeniło się dzięki filmowi "Sekret" (patrz niżej). Według przekazu jest to tajemna wiedza, która była ukrywana przez stulecia przed "maluczkimi". Tylko nieliczne grupy miały dostęp do tego specjalnego prawa i znały jego zależności.
Szczerze nie wiem jak to dokładnie było, ale coś w tym wszystkim jest. No i samo "prawo przyciągania" się sprawdza w życiu. Nie muszę dokładnie wiedzieć.
Co stanowi "prawo przyciągania"?
Prawo to zakłada, że to co nas spotyka wynika bezpośrednio z energii dominującej w naszym życiu. Wynika z naszych myśli, emocji i zachowań. Sami jesteśmy odpowiedzialni za zdarzenia w naszym otoczeniu. Nasze nastawienie PRZYCIĄGA zdarzenia odpowiadające naszej ENERGII. Jeżeli mamy w sobie energię trudności, zagubienia, lęku, problemów - przyjdzie zagubienie, trudności i problemy. Jeżeli jesteśmy pełni pozytywnego nastawienia, siły, szacunku, otwartości - energia sukcesów, radości i wszelkich pozytywnych zdarzeń do nas przyjdzie.
Jak to jest powiązane z myślami i słowami itd?
To na czym się skupiamy i to co silnie przeżywamy emocjonalnie powoduje większe skupienie energii. Ta skupiona energia jest sygnałem dla “Wszechświata” (Boga, Qi, Chi, Energii) że potrzebujemy właśnie tego czegoś na czym się skupiamy. Ten ładunek przyciąga różne rzeczy, zdarzenia, ludzi itp.
Przykład: Mam problem w związku. Myślę codziennie jak ten problem rozwiązać. Kłócimy się w kółko. Czego nie zrobię lub nie powiem to zaraz jest wybuch i kolejny problem. Ta druga osoba się w kółko czepia. Sama nic nie robi żeby było lepiej. A ja się tak staram rozwiązać te problemy. Źle się z tym wszystkim czuję. Chcę żeby było inaczej i staram się nie wywoływać kolejnych kłótni. Hamuję się i próbuję się dostosować. Zawsze wszystko źle.
Takie podejście przyniesie tylko więcej problemów w relacjach międzyludzkich i w związku.
Zobacz ile razy słowo PROBLEM pojawiło się w tych zdaniach. Zwróć uwagę ile negatywnych słów padło:
kłótnia, problem, wybuch, czepia się, nic nie robi, źle, hamuję się, dostosowuję
Jest też dużo negatywnego traktowania siebie i partnera:
- on/ona nic nie robi, czepia się, wybucha - jest winny/na, oprawca
- ja się ograniczam, staram się bez nadziei, nie mogę być sobą, nie mogę nic powiedzieć - jestem tu ofiarą
No i samo nastawienie do sprawy też jest negatywne:
mam problem (na własność, posiadanie, moje)
myślę codziennie, w kółko (utrwalam to codziennie, wałkuję, ciągle ze sobą noszę)
źle z tym wszystkim (to jest takie wielkie wszystko, skomplikowane, ciężkie)
I brak konkretów, chcę żeby było inaczej, ale JAK? Co ma być? Wiemy na razie jak bardzo strasznie jest źle i fatalnie i w kółko i zawsze i jak inni są źli a osoba w centrum jest biedną ofiarą, która się przecież tak bardzo stara.
Jak odwrócić myślenie, żeby prawo przyciągania zadziałało pozytywnie?
Czy sama zamiana słów wystarczy?
Ale to jest takie materialistyczne, ja nie mam takich potrzeb, po co mam to robić
Nie wiem kto pierwszy to wymyślił, pierwsze znane książki na ten temat pochodzą z XIX w. Na pewno film “Sekret” z 2006 był dość głośny i dalej jest dostępny (np. na Netflix) i chętnie oglądany. Na YouTube jest dużo filmików na ten temat. Ja dowiedziałam się dużo od Abraham Hicks oraz Gabrielle Bernstein. Część materiałów jest dostępna również w języku polskim. Sama koncepcja jest zbliżona do nauk Taoizmu i Buddyzmu, choć można znaleźć też odniesienia do tej koncepcji w Biblii. “Proście a będzie Wam dane, pukajcie a otworzą Wam” lub “Twoja wiara Cię uzdrowiła” – wskazują na moc naszej wiary i moc naszego nastawienia na to, co się dzieje wokół nas. To, czy zdarzenia są samoistne, sterowane prawami fizyki, czy może są wolą Boga, nie ma w sumie znaczenia. Jeżeli to działa to chyba warto spróbować?
Chętnie przypisujemy magiczne właściwości przedmiotom i słowom. Najłatwiej jest kupić amulet lub wypowiedzieć "magiczne słowo" hokus-pokus i będzie wszystko załatwione. Takim pozytywnym zaklęciom chętnie oddajemy całą możliwą moc. Amulet lub bożek nas chroni i załątwia za nas nasze modlitwy.
Nawet jak coś komuś powiemy, na czym nam zależy i dodamy to magiczne "proszę" no to załatwione. Jeżeli jeszcze dołożymy do tego znaczący gest i przypieczętujemy w jakiś sposób np.: magiczną mgiełką z kwitów to już na 100% wszystko będzie tak jak my chcemy. Miłosna mikstura na skórę i pozytywne emocje gwarantowane.
Dużo książek o magii skupia się na opisywaniu rytuałów. Stań twarzą ku słońcu, wypowiedz piękne słowa kierując intencję do Matki Ziemi i do żywiołu ognia. Potem w nocy zapal świecę w kolorze niebieskim i wokół rozprosz dym. Spluń 4 razy na 4 strony Świata. Pomyśl o swojej intencji. Zatańcz w kręgu, najlepiej z różdżką z konkretnego rodzaju drewna. Wszystko pięknie prawda?
W drugą stronę już nam się to tak nie podoba. Jak na kogoś nakrzyczymy i rzucimy "mięsem" to przecież zaraz minie. Nic się nie stało przecież. To tylko słowa. Obgadam sąsiadkę i wyśmiewam się z jej mieszkania - no nic takiego, tak se gadam nie. Narzekam na mojego męża i zrzędzę - no nic przecież mu złego nie zrobiłam. To teraz powiem na TYCH WSZYSTKICH jakie to gnoje, debile, oszuści i jeszcze splunę i machnę rękoma - rytuał jest - powrzucam tą złą energię - ale to nic. Tylko słowa teraz. Tylko splunięcie. Tylko jakiś tam ruch. Przecież mam rację oni kłamią, nie. Mam prawo wyrazić swoje myśli.
Masz prawo. A może to jednak też rytuał? Też zaklęcie?
Naprawdę chcesz na tłumy ludzi wysłać złej energii? Nawet nie wiesz na kogo to poleci skoro to CI WSZYSCY dostaną. A ile Twojej energii na to poszło? A nie masz siły, depresja jakaś, wycofanie, senność - a Twoja energia gdzie jest? U Tych Wszystkich?
Każde słowo może być magiczne. Każde słowo i myśl ma znaczenie.
Jak działają zaklęcia, rytuały i amulety?
Czy można przekląć samego siebie?
Ale ja tak wcale nie... jak sprawdzić co się naprawdę myśli i mówi?
Czyli zawsze na różowo, zawsze wszystkich kochać, idealizować?
Wiele osób od dzieciństwa czuje się jakoś nie na miejscu. Jakby to była jakaś pomyłka, że ich tu przyprowadzono i urodzono. Mają często ciężkie dzieciństwo. Rodzina alkoholików, narkomanów, kłótnie, bójki, rozwód, brak zrozumienia, brak zainteresowania ze strony opiekunów, lub ich brak. Rówieśnicy też są jacyś tacy dziwni i inni.
Odruchowo dziecko bierze winę na siebie i myśli, że z nim jest coś nie tak. Starsi przecież wiedzą lepiej, a ja tu głupi/głupia nie wiem. Inni są lepsi, na miejscu, a ja taki jakiś wyrzutek, czarna owca.
No to jednak jest zupełnie odwrotnie...
To właśnie TY dziwna, czarna owieczko, jesteś skarbem. Skarbem trochę nie z tej Ziemi - dlatego czujesz się obco. Jesteś pewnie tzw." starą duszą", czyli duszą, która podróżuje i wie coś więcej. Jeżeli nie pasuje Ci koncepcja reinkarnacji to pomyśl o tym jako o specjalnym darze od Ducha Świętego.
Nie jesteś tu za karę - Ty masz tutaj specjalną misję do spełnienia!
Jest Ci ciężko w życiu bo musisz się nauczyć tych szczególnych umiejętności, które są niezbędne dla Twojej misji. Jeżeli się jej podejmiesz. Nie musisz. Możesz. Bez tych ciężkich doświadczeń się nie da. Jeżeli je przejdziesz i wyciągniesz z nich nauki, będziesz mieć wszystko czego potrzeba. Gdyby było inaczej to byś tego droga owieczko nie szukała, nie czuła, że czegoś brakuje, nie czuła, że coś jest nie tak.
Inni Cię nie rozumieją bo:
➦ albo sami są czarnymi owcami, zagubionymi, przestraszonymi i nie wiedzącymi co dalej
➦ albo są białymi poczciwymi owieczkami, którym nic do tego, nie wiedzą, nie widzą, pasą się spokojnie
➦ albo są świadomymi czarnymi owcami, które wiedzą, że musisz sama dojrzeć i zadać pytania
Na pewno już coś było w Twoim życiu takiego
Coś takiego niezwykłego. Ktoś niezwykły. Sny. Przeczucia. Niezwykłe zdarzenia. Osoby poznane przypadkiem. Zjawisko Deja-vu ale jakieś silniejsze, jakby świadome. Ktoś bliski mówiący o jakiś duchach i energiach. Taka chwila, że wiedziałaś co będzie dalej. Jakby czytanie przyszłości.
Czułaś się wtedy jeszcze bardziej dziwnie.
Ale czemu JA?!? Za co?!
Jesteś "starą duszą" i sobie to sama droga Duszo wybrałaś taką możliwość. Nie dostaje się takiego daru wbrew sobie. Masz też dość sił by temu sprostać. Skoro jednak jesteś takim wyjątkowym tworem to nie możesz być "normalną" owieczką. Nie da rady. Normalna owieczka temu nie podoła. Musi poczekać na swoje wyzwania, na swój czas.
Czy jestem rzeczywiście takim samotnym wyjątkiem?
Nie :) jest nas całkiem sporo.
Część osób nawet o tym nie wie, że ma jakieś specjalne coś w sobie. Czasami wpadają w choroby psychiczne lub uzależnienia bo sobie nie radzą ze swoją wyjątkowością. Część czarnych owieczek się dopiero budzi. Dowiadują się, że to nie jest jakaś wada. To nie kara. To DAR!
Ci co się już znaleźli często milczą. Ciężko o tym mówić z tymi "normalnymi" osobami. Można zostać bardzo zranionym i wyśmianym. A jeżeli masz ten specjalny dar to też jesteś bardziej wrażliwy/wrażliwa. Bardziej przeżywasz. Przeważnie jesteś też tzw. empatem (o tym też w innych postach). Nazywa się to też zależnie od funkcji np. lightworkers - czyli pracownicy światła. No weź to komuś "normalnemu" powiedz. Cześć - jestem pracownikiem światła. Duszą oświeconą in progress. Właśnie się budzę i ćwiczę prawo przyciągania.
I co teraz. Co ja mam z tym zrobić?
Dobra czyli co mam robić. Krok po kroku!
1. Najtrudniejsze i najważniejsze - zaakceptuj siebie takim jaki/jaka jesteś! Nie tłumacz się. Nie wymyślaj tragicznych wizji gnębionego biedactwa, którego nikt nigdy nie rozumiał i nie rozumie. Jesteś dziwny/dziwna i właśnie to jest piękne. Przyjmij to na klatę. W całości. Tak jak to teraz wygląda. Nie ważne co było - nie masz na to już wpływu. To co będzie, może być tylko lepsze.
2. Zacznij słuchać siebie. Obserwować siebie. Jak trzeba to się nieco odizoluj i wycisz. Tylko słuchaj na prawdę i obserwuj uczciwie. Nie myśl. Nie oceniaj. Nie porównuj. Nie musisz nic specjalnie zmieniać w swoim życiu tylko zmień coś w sobie. Mały fragmencik. Obserwuj siebie. Głównie siebie. Swoje reakcje na otoczenie. Zadawaj sobie pytania. Szukaj odpowiedzi w sobie i w tym co podeśle Ci świat.
3. Nie próbuj przyśpieszać procesu przez intelektualną analizę czegoś przeczytanego w książce. Porady z książek działają tylko jeżeli je zastosujesz do siebie. Nie próbuj też zmieniać innych, tak by pasowali do Twojej wizji. Nic na siłę. Spróbuj znaleźć ten luz. Daj się temu rozwijać i obserwuj. To strasznie trudne jest na początku. Nie poddawaj się. Próbuj i obserwuj. I pytaj. Wszechświat Ci odpowie.
Przez wiele lat miałam poczucie, że ze mną jest zdecydowanie coś nie tak. Zdawało mi się, że wszyscy dookoła gdzieś pędzą. Wiedzą dokąd. Bez przerwy mają dostawy niekończącej się energii, fascynacji, motywacji, ciekawości. Mówiłam sobie:
" To mi nie potrzebne, jestem ponad to, jestem inna.."
A w głębi duszy tak strasznie zazdrościłam. Tak bardzo też chciałam gnać. Tak bardzo chciałam buchać tą energią. Taka piękna, niezwykła burza. Niby niebezpieczna, ale jakże fascynująca.
Czy taka wewnętrzna burza jest normalna, czy normalnością jest ten spokój?
To znaczy, że ze mną jest coś nie tak, skoro nie mam siły i nie widzę potrzeby?
Jest coś nie tak, ale nie z Tobą. Z Tobą generalnie jest wszystko OK. To coś jest nie tak z Twoim myśleniem, przyzwyczajeniami, ze słowami i energią którą się karmisz.
Ja miałam ponad 12 lat depresję. Bez przerwy poczucie braku energii. Senność nieznośna. Apetyt głównie na słodycze, alkohol, fast foody, przekąski. Nie chciałam specjalnie niczego w życiu osiągnąć. Nie bardzo mnie ciekawili inni ludzie. Filmy i ta całą kultura to średnio. Co innego muzyka, najlepiej mówiąca o problemach, zgrana z moim nastrojem. Potańczyć po pijaku, ok, można się trochę "zzerować". Potem odwalić co trzeba na studiach lub w pracy - karierę trzeba jakąś mieć no nie? Ślub i dzieci - lepiej nie - na ten beznadziejny świat.... Przyroda jest piękna ale zniszczona. Szkoda gadać.
Co ci ludzie się tak cieszą? Co im tak zależy? Po co się stroić? Czemu w kółko wszystko stadnie? Mi to tam zupełnie niepotrzebne.
Minęło trochę czasu i ja sama JESTEM BURZĄ (fajnie to brzmi). Teraz sama za sobą nie nadążam. Czasem tak się nakręcę, że do 4 rano czytam, a o 6 chcę z powrotem coś robić. Mam milion pomysłów na minutę. I nagle tego wszystkiego potrzebuję i szukam.
To jak przeskoczyć z wycofania do pełni energii?
Jak mnie to wkurzało, że ja nie mam siły i ciekawości i motywacji i nie wiem co mam w sumie ze sobą zrobić. Pytałam mojej mamy, czemu ja na nic nie mam siły. Chcę mieć siłę i tą determinację, ale jakoś nie działa. Nie potrafiła mi odpowiedzieć. Ona wiedziała czego chce. Nigdy o tym nie myślała.
I chyba to mnie najbardziej zaintrygowało. Ja nie miałam pojęcia co mam ze sobą zrobić. Ludzie pełni energii i samozaparcia wiedzieli co chcą osiągnąć. Mieli jakąś wizję swojego życia.
Energia pojawia się tylko tam gdzie jest skierowana uwaga.
Pomyśl o ciekawej książce, o temacie, który cię wciąga. Nie ma przebacz. W tym miejscu nagle jesteś burzą. Chłoniesz wiedzę jak gąbka. Zawsze znajdziesz sposób żeby jeszcze znaleźć trochę informacji.
To teraz trudne pytanie: CZY TY DLA SIEBIE JESTEŚ CIEKAWYM TEMATEM?
albo jeszcze: CZY TWOJE ŻYCIE JEST DLA CIEBIE CIEKAWYM TEMATEM?
Bo moja rozbebłana wizja czegoś co niby miałam robić po studiach, ale w sumie nie wiedziałam po co, ciekawym tematem nie była. Siebie samej w sumie nie lubiłam zbytnio i miałam o sobie całkiem słabe zdanie. Moje życie sobie leciało. Czas sobie leciał. Tu posprzątałam w mieszkaniu. Tu poszłam na jakieś zakupy i kupiłam sobie jakieś średniej jakości coś. Juhu. Ekstra. Zjeść ok - coś tam zjadłam, bez przekonania.
Potem zaczęłam szukać siebie. Chciałam zrozumieć PO CO TU JESTEM! Jaki jest mój cel. Czemu to mam służyć. Czemu ja mam służyć. Wszystkie moje doświadczenia - PO CO!!!!????!!!
I wystarczył jeden malutki momencik i to wszystko nagle przeskoczyło. ISKRA poszła.
Jasna wizja tego, czego się pragnie, uruchamia niesamowite pokłady energii. Tylko tyle i aż tyle. Zrozumienie siebie. Im dokładniejsza wizja tym lepiej - ale można ją dopracowywać z czasem - krok po kroku. To odkrywanie siebie i tego o co nam w życiu chodzi może zająć trochę czasu, ale samo odkrywanie jest już bardzo ciekawym doświadczeniem. To tzw. rozwój osobisty, czyli poznanie siebie.
Dobra, a co to ma wspólnego z prawem przyciągania?
Wyobraź sobie szklankę wody stojącą na stole. Nic szczególnego prawda. Zbiornik a w nim przeźroczysta ciecz. Nic się nie dzieje. Jest jakaś energia między cząsteczkami wody no i szklanka coś tam waży. Woda może zostać użyta. Można się czegoś tutaj doszukać.
To teraz tą samą wodę w tej szklance podnosimy i kierujemy całą jej zawartość w twarz osoby stojącej obok. Woda rozbryzguje się na wszystkie strony. Osoba oblana się śmieje lub złości. Ty się boisz reakcji, jest ci głupio lub też się śmiejesz. Mokre jest pół pokoju. Ta sama szklanka wody została skierowana w konkretnym kierunku i wywołała mnóstwo emocji. Dużo się zmieniło w otoczeniu.
Tak samo działa energia. Jak wlejesz ją smętnie do pustej szklanki to sobie będzie tak w tej szklance stać. Jakiś tam sens tego istnienia będzie. Mało porywający. Nic więcej z tego szczególnie nie wyniknie. Jak tej wody nikt nie wypije to nawet nie będzie gdzie dolać świeżej. Starej, zatęchłej wody już nikt nie będzie chciał.
Ale jeżeli ją wylejesz to co innego. Wykorzystasz ją. Wymyślisz jakiś cel dla tej Twojej życiowej energii i chluśniesz chociaż odrobinę. Będzie reakcja otoczenia. Potem będziesz chcieć więcej wody - będzie i wiadro. Potem więcej - będzie deszcz i burza i morza i rzeki pełne energii.
A co jeśli ja na prawdę tego nie potrzebuję?
hmm... wiem zabrzmi to brutalnie. Może nie mam serca po prostu. Albo możliwe, że powtarzam tylko te puste stwierdzenia idealistów i wolnomyślicieli... ALE:
Aby przestać się martwić, trzeba przestać.
To i tak nikomu nic nie pomaga!
Czyli że jak? Właśnie się k..wa pytam jak przestać a Ty mi tu, że przestać no!
......Wcale się przecież nie przejmuję. tak pytam. Chcę tylko wiedzieć co dalej. To chyba normalne nie?
...przecież mówię, że się nie przejmuję. Tylko mnie boli jak widzę te wszystkie problemy, i jak ludzie nie mogą... i nie mają... albo jak cierpią... nie martwię się, ich sprawa... ale jak można tak żyć no... co dalej..
Ja wcale nie zaczęłam o tym mówić. Tylko spytałam co dalej i ile jeszcze, i jak można tak dłużej i czy to normalne. A Ty od razu pytasz no i potem...
Ja się zupełnie od tego dystansuję tylko tak mnie boli, bo ci ludzie nie mają wyjścia i ich sytuacja, to zupełnie co innego, i przemyślałam to wszystko i czytam o tym codziennie, i słucham o tym podcasty i... zupełnie się tym nie przejmuję.
Ale ja nie mogę nic zrobić? Co mam zrobić?
TERAZ TY: pogadaj tak ze swoim mózgiem. O czym myśli? Czemu w kółko o tym myśli? Czy może coś z tym czymś zrobić?